Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
jessie
Proud member of the Sexy Spike Squad
Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 3093
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Nie 23:51, 03 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
lady_m4ryjane napisał: | jessie napisał: | zreszta lady napisala juz wczesniej wszystko to co ja o tej sytuacji mysle  |
hehe nie zachecasz do dyskusji  |
wiem i bardzo mi przykro ale wszystko co mam do powiedzenia zamkneloby sie w powtarzaniu twoich postow moimi slowami, a przygotowuje sie wlasnie do paru klotni w dziale ats i wole sie nie rozpraszac zreszta co tu jest do dodania? naprawde napisalas wszystko to co ja mysle.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Ar-Feiniel
Proud member of the SpuffyShippers Union
Dołączył: 10 Wrz 2006
Posty: 3007
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pon 3:22, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
THOR 1986 napisał: | przez 7 lat ciągłej walki Buffy potwierdziła że można jej zaufac. |
Otóż to. Co najbardziej denerwuje mnie w scenie, kiedy wszyscy naskakują na Buffy w "Empty Places" jest właśnie uwaga Anji, która twierdzi, ze Buffy czuje się lepsza bez żadnych podstaw do tego (nawiasem mówiąc to sama Anya czuje się lepsza od innych ). Stwierdziła, że była była po prostu szczęściarą, że przypadły jej moce pogromczyni, nie miało to jednak nic wspólnego z tym, czy Buffy na nie zasługiwała. Długi czas nie dawało mi to spokoju i do dopiero niedawno coś sobie uświadomiłam. Ten argument miał rację bytu być może na początku sezonu 1, ale tak się składa, że upływem lat Buffy zapracowała na swoją pozycję i zasłużyła na zaufanie. Co więcej, to samo powiedział Xander w odcinku wcześniej, kiedy mobilizował potencjałki do walki, ale ubytek oka zapewne zmiana kąt patrzenia na wiele spraw .
Buffy nie jest ideałem i popełnia błędy jak wszyscy, ale z pewnością jest najlepszą pogromczynią, jaka się ostatnio ludziom trafiła. Idiotyzmem więc wydaje mi się ten cały konflikt między mieszkańcami casa de Dummers, bo wszystko stanęło na głowie: ludzie, którzy stoczyli wspólnie wiele walk i byli obeznani ze światem nadprzyrodzonym podzielili sie na dwa fronty, bo jakieś nieopierzone smarkule uznały, że (wątpliwa) znajomość posługiwania się kołkiem czyni je starymi wyjadaczkami? O nie moi państwo! Problem w tym, że sprawy trzeba było obgadać wśród ludzi znających stawkę o jaką toczy się gra (i na początek głos oddałabym Gilesowi, który sam kiedyś uznał Bena za "konieczną ofiarę wojny". ); ze spokojem, gdy już emocje opadną. A nie wśród niezadowolonych "tłumów" (bo tłum, jak wiadomo, rządzi się swoimi prawami ).
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Agata
Chosen
Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 3843
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 9:45, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Ja zgadzam się, że na wojnie nie może być demokracji. Zresztą nie tylko na wojnie. Zawsze i wszędzie jest szef, ktoś, kto podejmuje decyzje i na kogo spada odpowiedzialność.
Co do tej nieszczęsnej wyniosłości Buffy. Ja to rozumiem, bo sama często zamykam się z różnych powodów, zwłaszcza w nowej sytuacji. Gdy musze być w towarzystwie, które mi nie odpowiada, zajmuję sie swoimi sprawami i siedze ze słuchawkami na uszach, a kontakty z otoczeniem ograniczam do minimum. Gdy jestem w nowym towarzystwie, na przykład w pracy, trzymam sie na uboczu, dpopóki sie nie oswoję. I wiem, że niektórzy odbieraja to jako wywyższynia sie, czy chłód. Gdy nie spędzam każdej wolnej chwili w pracy na pogaduszkach o ciuchach (bo wole zajrzeć na forum), odbierana jestem jako zarozumiała. Nie, zeby mi to specjalnie przeszkadzało, ale wiem że tak jest. Gdy ktos mi gra na nerwach, unikam go, co może byc nieco skomplikowane, gdy pracuje przy sąsiednim biurku. Ale mozna. Nie lubie się zmuszać do udawania. Owszem, jestem grzeczna, bo jestem dobrze wychowana, ale czasem nerwy puszczaja i każdy ma swoje sposoby na to, żeby nie wybuchnąć a potem odreagowac. Jak za bardzo się człowiek powstrzymuje, bez odereagowania, to w końcu może oszaleć.
Jestem pewna, że w sytuacji Buffy zachowywałabym sie podobnie i podobnie bym byla odbierana.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
lady_m4ryjane
Proud member of the Sexy Spike Squad
Dołączył: 19 Lis 2005
Posty: 5905
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon 11:20, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
wszystko rozumiem gdy mowimy o pracy, czy innych zyciowych okolicznosciach. ja tez zachowuje sie podobnie jak to opisala agata tymbardziej, ze obce osoby musza dlugo zapracowywac sobie na moje zaufanie. ale wciaz nie widze w jaki sposob ma to bronic buffy. wizerunek jej w 7 sezonie jest bardzo kontrastowy w stosunku do poprzednich. do tej pory najwazniejsza sprawa dla buffy bylo chronienie ludzkiego zycia, nigdy nie przyjmowala do wiadomosci, ze na wojnie musza byc ofiary, gdy to sie zdarzalo nie latwo bylo jej sie z tym pogodzic. jesli podejmowala decyzje o zabiciu kogos dla dobra innych zwykle byl to ktos niebezpieczny, nie-czlowiek (angel, czy nawet ta nieszczesna anya - oczywiscie denerwuje mnie podejscie buffy do niej po tym wszystkim, ale jeszcze jako tako umiem to sobie wytlumaczyc, gdy przypomina mi sie akcja z angelem). w 7 sezonie dodatkowo zgrzyta to, ze buffy ciagnie pryszczate smarkule na pewna smierc bez chwili zastanowienia. zachowuje sie jak w 1 sez. kiedy to giles musial ja powstrzymywac od zrobienia jakis glupot, kiedy to niemal zginela z rak Wladcy wlasnie z powodu swojej bezmyslnosci. tylko tutaj mamy roznice taka, ze naraza nie tylko siebie ale i inne dziewczyny oraz swoich przyjaciol, ktorych niegdys chciala bronic bez wzgledu na wszystko. po tylu latach takie bezmyslne rzucanie sie bez przygotowania w wir walki to jakas glupota albo proba udowodnienia czegos sobie czy innym. poza tym przez te wszystkie lata widzielismy jak buffy uczy sie ograniczyc to swoje pewne siebie ego, zawsze byla porywcza ale nauczyla sie sluchac porad bliskich, rozpatrywac je i brac pod uwage we wlasnych planach i dzieki temu wygrywala walki z pozoru niemozliwe do wygrania. w tym 7 sezonie przypomina ta buffy z odcinka the wish. zosia-samosia idzie zabic wladce i po sekundzie starcia z nim konczy ze skreconym karkiem. w akcjach z potencjalkami wyglada jakbysmy mieli do czynienia z pogromczynia, ktora dopiero co zostala powolana, odkryla, ze moze bez problemu przelamac stol na pol i z tego powodu zjadla wszystkie rozumy. nigdy nie zrozumiem takiej naglej zmiany w charakterze buffy. w moim odczuciu robi sie w tym czasie tak zimna i wyniosla, ze nawet smierc dawn by ja nie przejela. i nie mam pojecia co ja tak nagle odmienilo. bo przeciez nie smierc
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ar-Feiniel
Proud member of the SpuffyShippers Union
Dołączył: 10 Wrz 2006
Posty: 3007
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pon 12:46, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
lady_m4ryjane napisał: | w 1 sez. kiedy to giles musial ja powstrzymywac od zrobienia jakis glupot, kiedy to niemal zginela z rak Wladcy wlasnie z powodu swojej bezmyslnosci. tylko tutaj mamy roznice taka, ze naraza nie tylko siebie ale i inne dziewczyny oraz swoich przyjaciol, ktorych niegdys chciala bronic bez wzgledu na wszystko. po tylu latach takie bezmyslne rzucanie sie bez przygotowania w wir walki to jakas glupota albo proba udowodnienia czegos sobie czy innym. poza tym przez te wszystkie lata widzielismy jak buffy uczy sie ograniczyc to swoje pewne siebie ego, zawsze byla porywcza ale nauczyla sie sluchac porad bliskich, rozpatrywac je i brac pod uwage we wlasnych planach i dzieki temu wygrywala walki z pozoru niemozliwe do wygrania. w tym 7 sezonie przypomina ta buffy z odcinka the wish. zosia-samosia idzie zabic wladce i po sekundzie starcia z nim konczy ze skreconym karkiem. w akcjach z potencjalkami wyglada jakbysmy mieli do czynienia z pogromczynia, ktora dopiero co zostala powolana, odkryla, ze moze bez problemu przelamac stol na pol i z tego powodu zjadla wszystkie rozumy. nigdy nie zrozumiem takiej naglej zmiany w charakterze buffy. w moim odczuciu robi sie w tym czasie tak zimna i wyniosla, ze nawet smierc dawn by ja nie przejela. i nie mam pojecia co ja tak nagle odmienilo. |
Pomijając fakt, że dużej mierze opisałaś charakter Faith chciałabym wtrącić klika spraw. W sezonie 1 Giles wcale nie powstrzymywał jej od walki z Władcą, co więcej - znając przepowiednię oczekiwał, że ona i tak "zrobi swoje" i nie nawet jej nie wspomniał o tym, co może przynieść jej przyszłość. Dopiero kiedy Buffy zrobiła scenę, uświadomił sobie, czego od niej oczekiwał i wtedy tez zaofiarował się stanąć do walki z Mistrzem. Podobnie Buffy wymagała od potencjałek, aby wzięły udział w walce, ale zważ, że tylko od tych najbardziej przygotowanych i co więcej, każda z nich była na bieżąco z informacjami. Rzucasz się w wir walki z przeciwnikiem, którym jest od ciebie silniejszy - musisz mieć świadomość, że możesz zginać. Ale czy to ma cię powstrzymać przed samą walką? I to w słusznej wojnie, takiej od której zależy istnienie całego świata? W sezonie 7 nie było zbyt wielu wyborów - albo walczysz, albo uciekasz. Jeśli wybiera się opcję a), to trzeba pozostać do końca, bo, używając analogii - taka postawa sprawiła, że w Polsce była jakaś kampania wrześniowa i przez cały czas działało podziemie. Pewne rzeczy są warte umierania. Buffy uświadomiła to sobie po raz pierwszy w "Prophecy Girl", a potem "Becomnig", "The Gift" i kiedy na jej barkach spoczął obowiązek dowodzenia, bo zabrakło Giles'a. Potencjałki jednak wpierw postanowiły walczyć (niektóre nawet ze zbyt wielkim entuzjazmem np. Kennedy), ale kiedy zrobiło się gorąco, zabawa przestała być zabawą, uznały, ze czas się wycofać.
Kontynuując - Buffy właściwie od sezonu 2, 3 stała się o wiele bardziej zamknięta w sobie, a w chwilach wielkiego zgnębienia, obawy o jutro i stając twarzą w twarz z wieloma dylematami, ten proces jeszcze bardziej się nasilał (śmierć Joyce, po której bardzo zdystansowała się wobec Dawn i innych, jej stosunki z przyjaciółmi w sezonie 6). Buffy sama przyznała w "Touched", że ma świadomość, iż odcina się od ludzi, ponieważ podświadomie uważa, że tak będzie jej łatwiej. Przecież o to właśnie oskarżył ją Riley, kiedy ich związek nie przetrwał - że nie wpuściła go do środka. Bowiem dla kogoś z boku wygląda to, jakby jej nie zależało, ale tak naprawdę wynika to z obawy, że jeśli znowu będzie zbyt otwarta i ponownie otrzyma cios w postaci np. zdrady, śmierci kogoś, to trudno będzie jej zebrać się do kupy i odnaleźć w sobie siłę do walki i ogólnie mówiąc, życia. Sądzę też, że są jeszcze dwie przyczyny tłumaczące zmiany w charakterze Buffy, które się ze sobą łączą: przybycie potencjałek i przejęcie roli opiekuna.
To zawsze Giles był tym, który trzymał rękę na pulsie, mówił co robić, a czego lepiej nie, stawiał wymagania i żądał ich egzekwowania. Była też Joyce, która nadzorowała prywatną stronę życia Buffy. Gdy ich zabrakło - Buffy musiała przejąć ich obowiązki. Zajmowała się Dawn w sezonie 5, ale w 6 miała do pomocy cały gang, no i będąc w stanie permanentnego doła Dawn częściowo wychowywała się sama. Nie mówię, że to dobrze, ale prawdę mówiąc trudno, aby jedna siostra wychowywał drugą (i to nastoletnią), zwłaszcza, że Dawn praktycznie nie uznawała jej autorytetu. Brak Giles'a nie był aż tak bardzo zauważalny, bo w s 6 i na początku 7 Buffy nie odpowiadała za nikogo poza Dawn. Owszem, chroniła gang, ale to robiła zawsze, a i z czasem każdy z nich nabierał wprawy jak sobie radzić w trudnych sytuacjach. W momencie przybycia potencjałek Buffy jednak została automatycznie przesunięta na pozycję liderki, która musi podejmować wszelkie decyzje i egzekwować ich wykonanie, troszczyć się o bezpieczeństwo całej gromady ludzi i ogólnie stać się autorytetem. Problem w tym, że Buffy będąc przywódcą przez wiele lat, nigdy nie była autorytetem, "przełożonym", i nie bardzo jeszcze do końca wie, jak ma się zachowywać. Twardo i bezwzględnie? A może pozwolić, aby każdy uczył się na własnych błędach? Metodą Giles'a była mieszanką obu tych postaw, tyle że on to testował przez wiele lat, w mniej stresowych sytuacjach, na pogromczyni, która już miała jakąś wprawę i pojęcie, no i dodatkowo tylko na jednej pogromczyni, a nie na całej grupie. Jego zadanie było więc o wiele prostsze. Buffy, w sytuacji, w której się znalazła nie miała takiego luksusu. Przypomina mi to trochę sytuację, z inną moją ulubioną bohaterką - Catherine Willows z CSI, w sezonie 5, po awansowaniu stała się szefem własnej grupy, a pod jej komendą znaleźli się jej współpracownicy. Od początku zaczęła trzymać ich krótko i zapowiedziała, że to co było do przyjęcia u Grissoma (poprzedniego szefa) - u niej nie przejdzie. I tym samym z wyluzowanej, fajnej babki (która sama czasem nawalała) stała się bardzo "zasadniczą jedzą" . Jak sama jednak wyjaśniła nie miało to jednak nic wspólnego z potrzebą rozkoszowania się władzą, czy też ogromnym ego. Po prostu kiedyś zawsze wiedziała, że jeśli popełni błąd, to Grissom będzie tym, który to jakoś załagodzi i ochroni zespół. Kiedy zaś sama została szefem, obowiązek odpowiadania za swoich podwładnych spada na nią, więc im mniej błędów będą popełniać, tym łatwiej będzie jej ich chronić. Proste. Tylko jeszcze trzeba znaleźć odpowiednią kombinację marchewki i kija.
I ostatnie - ze wszytskich nie-ludzkich przyjaciół/znajomych/chłopaków Buffy najbardziej niebezpieczną, krwawą i najdłużej siejącą terror była właśnie Anya. Spike, czy Angel robili co robili - bo chcieli się zabawić, bo szli za głosem swojej natury. Anya jednak przez wieki motywowała się zemstą, więc jej czyny było popełniane z premedytacją. Dopóki jednak Buffy nie dowiedziała się o żadnych śmiertelnych ofiarach jej działalności (choć facet-robal był bliski) nie mieszała się. Istnieją jednak pewne granice, np. wyrznięcie mieszkańców akademika. Zważcie jednak, iż kiedy Anya zdecydowała się cofnąć swój czyn - wszystko to poszło w niepamięć. Ja sama nie byłabym tak skłonna do zapomnienia, bo jakby nie było - pozostałaby we mnie świadomość, iż Anya była zdolna do czegoś takiego, że to siedziało w niej i to nawet po tylu latach bycia człowiekiem i życiu według "ludzkich" zasad.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
lady_m4ryjane
Proud member of the Sexy Spike Squad
Dołączył: 19 Lis 2005
Posty: 5905
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon 13:33, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
tylko, ze z tego co piszesz Ar-Feiniel wynika smutny moral, ze osoby, na ktorych barkach spoczywa dobro tego swiata, bohaterowie i obroncy musza byc sami. btvs przez 6 sezonow sprzeciwialo sie tej teorii zdecydowanie nas przekonujac, ze tak wlasnie nie jest. i nagle w 7 sezonie przez chwile probowano nam przemycic ta smutna prawde, ktorej ja krytykujac buffy bardzo sie sprzeciwiam. ale na szczescie koniec serialu swiadczy o tym, ze tworcy btvs tez temu sie sprzeciwiaja. za chwile rozwine.
gdyby nie doszlo do tej afery i nikt nie przytemperowalby buffy drogi naszych ulubionych bohaterow po zakonczeniu serialu (gdyby wszyscy przezyli) musialyby sie rozdzielic wlasnie przez buffy. bo po tym wszystkim co scooby gang ze soba przeszedl jakos nie widze by bylo mozliwe by willow czy xander pozostali w cieniu buffy bezwarunkowo sluchajac wszystkich jej rozkazow (tymbardziej, ze wczesniej wcale tak nie bylo, zawsze mieli cos do powiedzenia).
no i skoro podajesz za przyklad innych ludzi stojacych na czele grupy rozwaz jeszcze to, ze zazwyczaj ci ludzie zostali wybrani demokratycznie przez pozostalych na to stanowisko i rownie dobrze moga to stanowisko stracic jesli ich rzady sie nie spodobaja ogolowi. a buffy wyglada na to, ze w pewnym momencie uwaza sie za osobe, ktora jest ponad tym. ona jest wybrana, wiec nikt inny nie moze jej zastapic na tym stanowisku. ciesze sie, ze przyjaciele i potencjalki udowodnili jej, ze wcale tak nie jest. a ta lekcja przydala sie w takim samym stopniu im wszystkim jak i buffy, a nawet przede wszystkim buffy. bo sama pogromczyni po calym zajsciu wyluzowala i udalo jej sie otworzyc chociaz przed spikiem. przestala zgrywac zosie-samosie i zauwazyla, ze pomoc jej przyjaciol jest niezbedna - w tym konkretnym przypadku pomoc willow. sama koncowka serialu jest krytyka tego postepowania buffy, ktore bronicie. poniewaz udalo sie to stlumic w zarodku, scooby gang znow polaczyl sily i wygral walke. wczesniej podobny bunt buffy stlumiono na koniec 4 sez. buffy uwazala, ze przyjaciele tylko jej przeszkadzaja, wiec po raz pierwszy dostala swoja lekcje. tak samo jak 7, sezon 4 skonczyl sie polaczeniem sil, ktore doprowadzily do wygranej.
do tej pory buffy stala na czele i byla jakby wladza wykonawcza i tak bylo ok. giles, scooby gang i sama buffy rozpatrywali jak rozwiazywac wszystkie problemy razem (przypominajac tym samym wladze ustawodawcza). glownie za sprawa buffy te pomysly byly potem realizowane, wprowadzane w zycie. i tak pozostac powinno. w 7 sezonie buffy probowala ten podzial zburzyc niebezpiecznie zblizajac sie zachowaniem do wladcow despotycznych. i strasznie sie ciesze, ze nikt jej na to nie pozwolil
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Agata
Chosen
Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 3843
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 14:39, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Moim zdaniem Buffy nie chciala rządzić swoimi przyjaciółmi, ale wobec potencjałek musiała przyjąc pozycję lidera, bo w tak dużej i w dodatku niedoświadczonej grupie, trudno o demokrację. Co innego podejmowac decyzje w grnie 5-6 osób, co innego, gdy robi sie tłumak i każdy ma inne zdanie. Uważam, że w stosunku do nich postepowała słusznie, w pełni tez rozumiem jej izolacje.
Odsunięcie się od przyjaciół - w pewnym stopniu, bo do pojawienia się potencjałek, ja jakiegoś dużego oddalenia nie widzę, poza naturalnym, gdy każdy ma swoje sprawy, ale jeszcze w odcinku First Date są elementy dawnej atmosfery posiedzeń SG, choć w 7 sezonie jest ich mało, co uważam za ubolewania godne - jest naturalna konsekwencją tego, co się działo w jej zyciu w ciągu tych lat i wydaje mi sie, ze to stponiowo nastepowało, zwłaszcza od smierci Joyce. Ja tego nie postrzegam jako gwłaytownej p[rzemiany, ale ewolucji w wyniku tych wszytskich przezyć.
Cytat: |
tylko, ze z tego co piszesz Ar-Feiniel wynika smutny moral, ze osoby, na ktorych barkach spoczywa dobro tego swiata, bohaterowie i obroncy musza byc sami. btvs przez 6 sezonow sprzeciwialo sie tej teorii zdecydowanie nas przekonujac, ze tak wlasnie nie jest. |
Ależ kochana, toż to czysty romantyzm i jestem święcie przekonana, że tak własnie jest! Będę bronic tej teorii do upadłego i dowodziłam jej słuszności w swoich pracach. Juz dawno przyszło mi do głowy, ze wbrew temu, co usiłują nam wmówić producenci tak samo jest z Buffy. Poza całym popkulturowym gloryfikującym przyjaźń sztafażem, jak każdy superbohater, tak romantyczny jak i współczesnie romantyczny, Buffy jest samotna w głebi duszy. Miałam nawet taki pomysł na pracę (i prosze mi go nie kraść, bo zamierzam kiedys zrealaizowac ): Dlaczego wszyscy superbohaterowie sa samotni? Na przykładzie, Buffy, wiedźmina i kilkorga innych. Bo nawet w grupie (kazdy bohater ma swoją druzynę) - pozozstaje samotny.
Och, poczułam sie jak na jakims ekscytującym konwersatorium.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ar-Feiniel
Proud member of the SpuffyShippers Union
Dołączył: 10 Wrz 2006
Posty: 3007
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pon 15:39, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Generalnie uważam, że ludzie, nawet jeśli posiadają wspaniałych, bliskich przyjaciół czy rodzinę, są zawsze samotni. A im ktoś ma więcej odpowiedzialności na swoich barkach, tym jest bardziej odczuwalne. W przeciwieństwie do Ciebie nie uważam, że zakończenie BtVS to zmienia. Ono tylko pokazuje, że mimo wszystkich różnic i problemów, można liczyć na innych ludzi. Nie zmienia to jednak faktu, iż są pewne granice nie do przebycia.
Nie przypominam tez sobie, aby Buffy po przybyciu potencjałek stwierdziła: "ja tu dowodzę". To inni założyli, że ona dowodzi, niejako wymuszając, aby objęła to stanowisko. Kiedy więc wcieliła się w wyznaczoną jej rolę i zaczęła czegoś wymagać, od razu nie przypadło to innym do gustu.
Cytat: | GILES
We're on the verge of war. It's time you looked at the big picture.
BUFFY
Hello! All I do is look at the big picture. The other day, I gave an inspirational speech to the telephone repair man.
GILES
It takes more than rousing speeches to lead, Buffy. If you're going to be a general, you need to be able to make difficult decisions regardless of cost.
BUFFY
Have you seen me with those girls? (paces) I mean, the way I've treated my friends and my family and... Andrew. Believe me, I know how to make hard decisions.
GILES
Well, that's what we're here to find out. |
No więc co? To mi wygląda na czystą podpuchę. Wpierw do czegoś Buffy zachęcać, wręcz jej nakazywać, aby potem, przy pierwszym błędzie - wypominać jej to i wykorzystywać jako argument przeciwko niej.
A skoro wyciągasz te sprawę z sezonu 4, to tam miałam podobne zdanie jak tutaj (no prawie). Jedna sprawa to rzucać zaklęcie, przy którym wszyscy są pomocni, a inna to pchać się do jaskini, aby walczyć z Adamem wręcz. Come on! Tym bardziej, że wtedy Will nie miała jeszcze dostatecznej mocy i doświadczenia, a Xander, no cóż, nie posiadał żadnych wyróżniających nadnaturalnych umiejętności. I owszem, on pozostawał w cieniu, ale nie tylko Buffy, ale i całej reszty. Z Willow sprawy mają się inaczej - ona szybko wyszła z cienia Buffy, bo wpierw przydawała się jako "mózg", a potem czarownica. Tak się jednak składa, że po wydarzeniach w sezonie 6 w dużej części z własnej inicjatywy pozostawała na dalszym planie, bo zarówno ona, jak i Buffy (i reszta gangu) miała świadomość, że jest w posiadaniu mocy, które mogą okazać się silniejsze, niż ona. Jednakże Buffy widziała, że jeśli ktoś podoła nawet najtrudniejszym zadaniom, to właśnie ona np. w get it done. Więc to ie tak, że nie doceniała tego, co robili inni. Ale jeżeli ktoś mi tu zacznie wyjeżdżać z tekstami o umiejętnościach bojowych Xandra, to się rozeźlę. Nawet Anya pozbawiona mocy nie zdaje się na nic, poza tym, że dysponuje pewnym zakresem wiedzy demonicznej. Podobnie Giles, choć może jeszcze by mógł dać w nos jednemu przeciwnikowi. I wszystkie te osoby uznały, że Buffy nie nadaje się do roli przywódcy, że nie zasługuje na to stanowisko i że w ogóle jest najgorsza. Może i "wina" leży częściowo po stronie Buffy, ale to tylko jedna strona monety.
Cytat: | BUFFY: See ... I've had a lot of people talking at me the last few days. Everyone just lining up to tell me how unimportant I am. And I've finally figured out why. Power. I have it. They don't. This bothers them. |
Pamiętacie ten cytat? Nadaje się do sytuacji w sezonie 7. Bo w moim odczuciu wiele negatywnych emocji nie brało się z oburzenia na zachowanie Buffy, ale bo częściowo inni mieli za złe, że nie są w jej pozycji. Że nie mają władzy. Co zostało natychmiast potwierdzone, kiedy Buffy opuściła dom: potencjałki walczą o władzę, którą przejmuje Faith. Dlaczego? Bo ona także ma moce, więc automatycznie zakłada, że władza słusznie się jej należy. Co więcej w rozmowach z nią potencjałki także zwracały się do niej, jako do arbitra. Jak również nikt z gangu nie włącza się do dyskusji (a przynajmniej nie po to, aby wypowiedzieć się w sprawach taktyczno-bojowych), ustępując przed siłą (potencjalnych) pogromczyń.
Cytat: |
KENNEDY
I just wonder if those of us who have been here longer should have more of a say. |
Potencjałki zaczynają się organizować. Co się rzuca od razu w oczy? Że są równi i równiejsi. Kennedy, która miała tyle pretensji do Buffy, chce aby najwięcej do powiedzenia miały te osoby, które były tu najdłużej, czyli ona sama.
Cytat: | KENNEDY
I thought things would be different now, but you keep shutting me down.
FAITH
Things are different, because now... (stands) I'm your boss. Look, you guys, I'm not Buffy. I'm not the one who's been on your asses all this time, but I'm not one of you anymore, either. I'm your leader, which means I go first, and I make the rules, and the rest of you follow after me. Is that clear? So, Kennedy, (points) back the hell off, and let me do my job, all right? (calmly) OK, let's get down to business. |
Co to za argument, że wszystko się zmieniło, bo teraz zmienił się szef? Nie mówiąc już o tym, że to co robi F, to kopanie leżącego i pragnienie przypodobania się tłumom mówiąc, że Buffy męczyła ich tyłki, więc była zła, podczas, podczas gdy ona traktowała je wcześniej jak kumpelki, więc jest ok. Tak czy owak, wszystko pozostało po staremu. Jest jedna osoba u władzy, która egzekwuje swoje prawa, decyduje o ty, co wszyscy mają robić (szukać arsenału Pierwszego) i równie łatwo może popełnić pomyłkę (miejsce okazało się być pułapką i wiele osób zginęło).
A to dlatego, że ani jedna, ani druga osoba nie były do końca przygotowane do roli przywódcy, ale mimo to i tak nimi zostały, bo były najlepszym możliwym wyborem.
Znaczące jest także, że kiedy Buffy sama udała się do winnicy - to właśnie wtedy odniosła sukces. Znała swój cel, wiedziała jak przeprowadzić akcję, aby wyjść z niej zwycięsko. Tak, tak, niezależnie od tego jak bardzo byśmy tego chcieli, osoby posiadające pewne moce, wyróżniające się z tłumu, najlepiej działają tak, jak żyją - w pojedynkę.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
lady_m4ryjane
Proud member of the Sexy Spike Squad
Dołączył: 19 Lis 2005
Posty: 5905
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon 16:30, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
ehh no i po co weszlas w temat faith tak to bym juz nic nie pisala, a tak musze
nigdzie wczesniej nie pisalam, ze uwazam, ze faith w roli dowodcy to byl lepszy pomysl. zacznijmy od tego, ze ona w ogole tego nie chciala i tak jak ty widzisz w jej wyjsciu do bronzu perfidny plan odebrania buffy wladzy tak ja widze posuniecie typowe dla faith: robic to co uwaza, za sluszne bez dluzszego zastanawiania sie. ona nie planuje i knuje gdy cos do kogos ma to go atakuje wrecz. nawet gdy chciala ranic buffy poprzez uwodzenie jej chlopakow nie mozna to bylo nazywac planami stulecia. to nie typ, ktory knuje za czyimis plecami udajac na codzien ze wszystko jest ok. brakuje jej do tego nawet inteligencji
natomiast akcja z bronia, ktora faith zaplanowala z tego co zrozumialam zostala wymyslona wraz z gilesem, a na pewno za gilesa blogoslawienstwem. faith jest w tym czasie na drodze odkupienia. co mialaby robic jak nie sluchac obserwatota? robi tylko to co do tej pory robila idealna buffy. nie mozna jej w tym momencie przyrownywac do buffy, w ogole nie mozna jej przyrownywac do buffy. jej doswiadczenie jest wzgledem blondyny znikome. poza tym to jest prawdziwie samotna osoba, w doslownym tego slowa znaczeniu. nigdy w zyciu nie doznala milosci, wiec skad ma umiec ja okazywac, w ogole skad ma umiec kochac? ci co czuja sie samotni mimo gromadki wiernych idealnych przyjaciol, kochajacych rodzicow to dla mnie marudy i tyle
Ostatnio zmieniony przez lady_m4ryjane dnia Pon 16:34, 04 Cze 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Koniczynka
Who Are You
Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 765
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Pon 16:34, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Ar-Feiniel napisał: | Tak, tak, niezależnie od tego jak bardzo byśmy tego chcieli, osoby posiadające pewne moce, wyróżniające się z tłumu, najlepiej działają tak, jak żyją - w pojedynkę. |
I Tu Ar ma szalenie racje... Tak czy ianaczej zawsze będzie się tak działo...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
malna
Into The Woods
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1201
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Pon 16:41, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Trochę choatycznie bo mam tylko chwilkę.
Agata, nikt nie napada na Buffy za braki w social skills w sezonie 7. Nie o forme chodzi, a o treść. Piszecie o tym, jak Buffy zapracowała na swoją pozycję. Ale na co konkretnie? Jej moce były jej z góry (albo i z dołu ) przekazane do walki ze złem, do obrony ludzi, a nie do ich szachowania.
Chociaż zgadzam się z tym, że Buffy wywiązywała się z roli pogromczyni bez zarzutu, argument, że nie jest leszpa, ale, hm, szczęśliwsza złe słowo... fartowniejsza , był słuszny. W czym gorszy był od niej choćby Xander? Bez mocy, przez cały swój czas w SG robił adekwatnie co mógł.
Zresztą, nigdy nie przemawiały do mnie takie argumenty przeciw demokracji, że głos profesora liczy się tak, jak głos menela. Prawda i słusznie, że tak jest, bo władza będzie sprawowana tak samo nad oboma.
Pisałyśmy o tym z lady, na końcu zawsze każdy jest odpowiedzialny za siebie i niczyim zwierzchnictwem się nie wymówi. Zresztą, naprawdę, co za różnica umierającej dziewczynie, czy winę ponosi ktoś inny...
Jeszcze o Anyi, podkreślam, że nie umiem tej decyzji ocenić, chociaż ok, jest jakaś nieświeża. Zauważcie, że pozostali wrogowie Buffy, byli jednowymiarowi pod tym wzglęzdem, że jak wampiry, nie mieli sumienia, a zamiast tego dość psychopatyczną osobowość. Anya taka nie była, czego dowodem gotowość poświęcenia swojego - jak przypuszczała - życia i dzuszy. Tak naprawdę była całkiem ludzka, a jej demoniczność sprowadzała się do nadludzkich mocy, ale nie do natury (jakbyśmy tej natury nie oceniali, była ludzka, o czym świadczy mściwość Aud)
Tyle mnie denerwuje, co rozbraja oczekiwanie Buffy ślepego posłuszeństwa od wszystkich i szczere, rozkoszne pretensje, kiedy go nie otrzymywała. Potencjałki były ofiarami sytuacji tak, jak pogromczyni, ryzykowały życiem jak ona, miały prawo tym życiem dysponować, a rolą Buffy, jako autorytetu było przedstawić i uzasadnić najlepsze rozwiązanie. Jeśli stawiały na szali własne życie - miały prawo wiedzieć, że lepszej, bezpieczniejszej, a groźniejszej dla wroga opcji po prostu nie ma.
Jeszcze jedno, na wojnie ofiary są nieuniknione, owszem, i jak zachowała się Buffy po śmierci Cloe? Przecież to była właśnie ofiara tej wojny.
Nawiasem mówiąc, Buffy powiedziałą niemal słowo w słowo, to, co Lisa Rowe z "Prezrwanej Lekcji Muzyki". Lisa była socjopatką i na stałe zamieszkiwała w klinice psychiatrycznej. Nigdy nie powiem, że reakcja Buffy była w porządku, jakiekolwiek były jej motywacje. Być może, gdyby poświęciła dziewczynom trochę czasu, opowiedziała o sytuacjach "bez wyjścia", z których jednak wychodziła obronną ręką... (lub coś takiego jak w showtime) Wiem, że miała na głowie wojnę, ale chociaż kilka minut... a jeśli już tak pragmatycznie patrzeć, warto je poświęcić choćby po to, by być może nie stracić potencjalnej pogromczyni w walce.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ar-Feiniel
Proud member of the SpuffyShippers Union
Dołączył: 10 Wrz 2006
Posty: 3007
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pon 17:55, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
lady_m4ryjane napisał: | zacznijmy od tego, ze ona w ogole tego nie chciala i tak jak ty widzisz w jej wyjsciu do bronzu perfidny plan odebrania buffy wladzy tak ja widze posuniecie typowe dla faith: robic to co uwaza, za sluszne bez dluzszego zastanawiania sie. ona nie planuje i knuje
(...) robi tylko to co do tej pory robila idealna buffy. nie mozna jej w tym momencie przyrownywac do buffy, w ogole nie mozna jej przyrownywac do buffy. |
Nie miałam tego wcale na myśli, że wycieczka do bronzu była częścią perfidnego planu. Natomiast nie podobał mi się ten komentarz I'm not Buffy. I'm not the one who's been on your asses all this time . bo był po prostu nieuczciwy. Po pierwsze - Buffy nie było tam, aby mogła się bronić. Po drugie - łatwo jest krytykować kogoś, kto został juz publicznie przez wszystkich potępiony. Po trzecie - jeszcze łatwiej jest kogoś krytykować, jeśli samemu za nic się nie odpowiadało i mogło się swobodnie robić to, co nazywasz "posunięciem typowym dla Faith".
Co więcej uważam, że konieczne jest porównywać Buffy i Faith w tej samej sytuacji, bo widzisz, że mimo tylu różnic - ich postawy po objęciu władzy nie były wcale różne. To zaś mówi, iż zachowanie Buffy, które masz jej za złe, mieściło się w normie. Juz o tym, pisałam, ale gdyby Buffy od początku była pyskatą, wredną pannicą, to czy ktoś by widział różnicę? Dlatego ludziom tak łatwo przychodzi kochać F., bo stając się "zła" praktycznie nie musiała się zmieniać, natomiast jeśli przejdzie na stronę "dobra", to wtedy może tylko zapunktować. Pokrętna logika.
malna napisał: | Piszecie o tym, jak Buffy zapracowała na swoją pozycję. Ale na co konkretnie? Jej moce były jej z góry (albo i z dołu Wink) przekazane do walki ze złem, do obrony ludzi, a nie do ich szachowania. |
Ano stąd, że po 7 latach ciągle żyje, że w tym czasie zatrzymała kilka apokalips, zapobiegła śmierci setek ludzi, a tylu samym pomogła w jakiś inny sposób. Każda pogromczyni obdarzona jest tą samą mocą, więc zaczynają z tego samego miejsca. Ale co uczyniła za swoimi mocami F.? (Lady, nie piszę tego, abyś musiała występować w obronie F, ale dla podania przykładu. Tak się składa, że poza F znaliśmy tylko Kendrę, ale za mało o niej wiedzieliśmy, plus szybko umarła ) Wykorzystała je przeciwko ludziom i samej sobie. Poza krótkim epizodem nie pobierała żadnych nauk u obserwatora. Popełniła kilka przestępstw i trafiła do mamra, gdzie przezimowała parę lat. W tym samym zaś czasie Buffy dzień po dniu wykonywała swoje obowiązki, czyniąc przy tym wiele poświęceń. Nic dziwnego, że nie jest uważana za cool
I nawet nie proście mnie o zaczynanie tematu w czym Xander jest gorszy od pierwszego lepszego bohatera Buffyversu, bo nie starczy mi emotek, do wyrażenia mojej opinii
Cytat: | ale, hm, szczęśliwsza złe słowo... fartowniejsza |
Jeśli do mnie pijesz, to wszakże napisałam: "była szczęściarą", a nie "była szczęśliwsza" i doskonale rozumiem różnicę w znaczeniach. I obstaję przy swoim, że taka forma jest także ok, bo z pewnością prędzej jej użyję w życiu codziennym niż słowo "fartowniejszy", a to samo znaczenie pozostaje
|
|
Powrót do góry |
|
 |
malna
Into The Woods
Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 1201
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Pon 19:35, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Ar-Feiniel napisał: | malna napisał: | Piszecie o tym, jak Buffy zapracowała na swoją pozycję. Ale na co konkretnie? Jej moce były jej z góry (albo i z dołu Wink) przekazane do walki ze złem, do obrony ludzi, a nie do ich szachowania. |
Ano stąd, że po 7 latach ciągle żyje, że w tym czasie zatrzymała kilka apokalips, zapobiegła śmierci setek ludzi, a tylu samym pomogła w jakiś inny sposób. Każda pogromczyni obdarzona jest tą samą mocą, więc zaczynają z tego samego miejsca. Ale co uczyniła za swoimi mocami F.?
|
Który to już raz? Nie rozumiem, w każdym razie nie w kontekście mojej wypowiedzi.
Cytat: | Jeśli do mnie pijesz... |
zupełnie nie
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ar-Feiniel
Proud member of the SpuffyShippers Union
Dołączył: 10 Wrz 2006
Posty: 3007
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pon 19:48, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
malna napisał: | Który to już raz? Nie rozumiem, w każdym razie nie w kontekście mojej wypowiedzi.  |
Czego nie rozumiesz? Mam Ci wyliczyć wszystkie apokalipsy? A może po kolei omówić każdy odcinek? Bo praktycznie we wszystkich czekało ją jakieś zadanie, które uwzględniało udzielenie komuś pomocy.
Gdyby była kiepską pogromczynią i nie rozwijała swoich zdolności, to szybko by zginęła. Albo po prostu stwierdziła, że jej się nie chce pomagać ludziom jako człowiek-instytucja i korzystała ze swoich mocy tylko od czasu do czasu (jeśli miałaby w tym swój interes.) Albo miałaby wszystko i wszystkich w dupie i wyjechałaby na bezludną wyspę...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
jessie
Proud member of the Sexy Spike Squad
Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 3093
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Festung Breslau
|
Wysłany: Pon 20:07, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Cytat: | FAITH
Things are different, because now... (stands) I'm your boss. Look, you guys, I'm not Buffy. I'm not the one who's been on your asses all this time, but I'm not one of you anymore, either. I'm your leader, which means I go first, and I make the rules, and the rest of you follow after me. Is that clear? So, Kennedy, (points) back the hell off, and let me do my job, all right? (calmly) OK, let's get down to business. |
hmm, ja nie odebralam slow Faith jako przytyk do Buffy. wrecz przeciwnie - w moich oczach F. usprawiedliwila takie a nie inne zachowanie Buff. stwierdzila, ze jak zabawa to zabawa, ale skoro nagle znalazla sie w pozycji lidera, to bedzie postepowac tak samo jak poprzedniczka. bylo to prawie przyznanie sie, ze gdyby od poczatku byla na miejscu B., to postepowalaby tak samo. miala jednak ten komfort, ze do pewnego czasu mogla pozostac z boku - i pozostawala. watpie by przejmowala sie dziewczynami na tyle, by im to tlumaczyc. widze to tak, ze zgadzala sie w gruncie rzeczy z Buffy, ale w nosie miala co inni o tym mysla. nie chciala tej odpowiedzialnosci, chciala po prostu skopac kilka tylkow, no ale skoro to na nia spadlo to nie bylo jak dalej bawic sie w demokracje. naprawde nie probuje tutaj jej bronic nie podoba mi sie zachowanie Buffy, wiec bylabym hipokrytka gdybym za to samo pochwalila Faith.
rozumiem wasze stanowisko w tej sprawie, i probuje tu dojsc do jakiegos kompromisu. moze i byla to sluszna droga, by byc wobec potencjalek tyranem? ale malna zwrocila mi uwage na jedna rzecz: Buffy mogla porozmawiac z dziewczynami normalnie, wytlumaczyc im to i owo. skoro potrafila tracic czas na bzdurne gornolotne mowy, to mogla chwile poswiecic by porozmawiac z nimi jak z ludzmi? nie wiem, musze na nowo przemyslec te kwestie. ale przyznam sie, ze stosunki miedzy Buffy a potencjalkami nigdy mnie specjalnie nie zajmowaly, bylo mi w sumie obojetne czy dziewczyny zgina czy nie. dalej jednak nie potrafie wybaczyc Buffy tego, jak sie zachowywala w stosunku do przyjaciol.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|